Forum psychologiczne o depresji.
Strony: 1
Milcząca obecność
Gdy przychodziłaś na kolejne spotkania i snułaś swoje urywane i smutne opowieści, często milczałem. Trochę z obawy, by cię niepotrzebnie nie dotknąć jakimś słowem, częściej z bezsilności, bo cóż można było tu powiedzieć; za którymś razem tanie słowa pociechy więzną w gardle. Widziałem, jak cię raniły „dobre rady” twoich bliskich: „Weź się w garść!”, „Postaraj się!”, „Przecież zawsze tak dobrze sobie radziłaś!”. A ty tymczasem pragnęłaś ciszy, w której można zniknąć, po prostu nie być. Dlatego na długie godziny zaszywałaś się we własnym łóżku, szukając upragnionego niebytu. Ale oni tego nie rozumieli i odmieniali przez wszystkie możliwe czasy i przypadki pojęcia: lenistwo, wina, a nawet grzech. To tylko wzmagało nieznośny ciężar istnienia. Osoba w depresji jest jak człowiek z rozległymi oparzeniami - gdzie byś nie dotknął, tam będzie bardziej bolało. Dlatego - zwłaszcza na początku - trzeba ograniczyć do minimum konieczny kontakt, ale nie wolno z niego rezygnować. Trzeba być obok, pielęgnować, cierpliwie czekać, nasłuchiwać, po prostu kochać.
Trochę to trwało, zanim udało się nam przekonać rodzinę, że to choroba, a nie zła wola czy lenistwo. „To nie twoja wina!” - powtarzałem im aż do znudzenia, prosząc, by poczekali, by nie robili zdziwionych min, ale okazywali życzliwość i byli cierpliwi. Tylko mama rozumiała to bez tłumaczenia.
Offline
Strony: 1